Wiem, wiem, ze na takie „nowinki” trochę późno, ale ponoć… lepiej późno niż wcale.
Ja na ten przykład jestem na etapie „wcale” bo nadal nie mam kalendarza na 2009, pal licho ścienny
– choć ten z zeszłego roku wyszedł nam IMHO całkiem całkiem :) – nie mam porządnego analogowego organizera :(
I nie dla tego, że z wrodzonego lenistwa nie chciało mi się poszukać, bo szukałem, ale w przeogromnej ofercie jaka jest na rynku nic dla siebie nie znalazłem, czy ja tak dużo wymagam?
Potrzebne jest mi pełne kalendarium: tygodniowe („pełne” oznacza także soboty i niedziele które wszędzie są poskracane), skrócone miesięczne (na każdej stronie) i skrócone na przyszły rok. Do tego kosmetycznie imieniny oraz wschody i zachody słońca a to wszystko najchętniej w formacie +/-B6…
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie???
Ale żeby nie było, ze tylko marudzę… Wszyscy już zapewne widzieli nowy kalendarz Lavazzy.
Annie Leibovitz (jak to? nie ma oficjalnego folio on line???), która normalnie lubię i cenię, dała tym razem ciała i to nie tylko moje zdanie. Ten kalendarz jakoś mi odstaje od jej twórczości, jakby na siłę starała się zrobić coś odjechanego na wzór poprzednich edycji, a trochę tego było… Lavazza obok Pirelli to najpopularniejsze tego typu wydawnictwo na świecie, we wcześniejszych edycjach pracowały dla niej takie osobistości jak m.in.: Helmut Newton, Elliott Erwitt, David LaChapelle czy Erwin Olaf.
Tak czy siak, nie kupuję tego! albo ja się starzeję, albo ona :(
Poniżej 3 strony z kalendarza 2008 dla firmy Karnisze, fot. Jakub Cegielski, oprawa graficzna moja :)