Jak każda branża, tak fotografia ślubna ma swoje trendy. Dyskusja o nich, czasem zażarta pojawia się od czasu do czasu na jakiejś grupie. Każda pliszka swój ogonek chwali i z pasją broni swoich racji.
Dziś każdy szanujący się fotograf ma SWÓJ STYL, nawet jeśli go jeszcze nie ma to aktualnie go szuka. Ci lepsi właśnie go dopieszczają, a najlepszych, każdy stały bywalec Instagrama rozpoznaje od kopa nawet podczas szybkiego przewijania. Co prawda 99% trendy autorów jedzie na presetach ale każdy zapytany zawsze zarzeka się, że MODYFIKOWANYCH ;)
Szczęście w nieszczęściu jestem już na tyle stary, że mam do tego wszystkiego spory dystans. Trendy przychodzą i odchodzą, a dobra fotografia (podobno) ma obronić się sama. Miałem dziś rano chwilę i w ramach ilustracji do tego wpisu zrobiłem mały test. Szukałem kadru w miarę uniwersalnego, bo przecież moda na kadr także się zmieniała, o sprzęcie, który sam niby nie robi zdjęć ale jednak jakiś wpływ na finalny obraz ma. Padło na plik z pleneru Oli i Pawła – lipiec 2008 roku (prehistoria) kiedy jeszcze w branży parcie na szkło nie było takie mocne i każdy robił sobie po swojemu ;)
Poniżej radosne wariacje na temat – RAW (5d MK1, ef 70-200) 1/750sek f2,8.
hdry ?
Były i hdry, choć bardziej w architekturze/pejzażu, nad tym trzeba jednak chwilkę usiąść a przy obróbce setek fot nie ma czasu na takie detale ;) O zapomniałem o sepii i B&W… a i przekrzywione kadry to dopiero była plaga…